Ogłoszenie


Wpisz się do Księgi Gości!

Całe forum podlega ochronie praw autorskich!
Wszystkie prawa zastrzeżone! / All rights reserved!



Dziękować Wszystkim!
Miasteczko powraca! Zdaje się, że już na dobre ;]


Chcesz dołączyć do Miasteczka Candy?
Zarejestruj się, a następnie zaakceptuj swoje konto, by zostać mieszkańcem! Nie pożałujesz!



Powrociłaś/łeś do Miasteczka po długim czasie i nie wiesz co i jak?
Wystarczy, że zgłosisz się po nowy avatar, a Twoje konto zostanie przywrócone!



Ważne ogłoszenie, które musicie przeczytać.

Nasze święta











Pogadaj z nami, wejdź na czat





#31 2009-09-11 16:37:21

Nina

Użytkownik

Zarejestrowany: 2008-09-12
Posty: 88

Re: Twórczość Zuzanny

Mel spojrzała na mnie radośnie i rzuciła się na zielonkawe kosze, podała mi jeden i poleciała, tylko jej czupryna fruwała.
                                                                   ***

Z pamiętnika Mel.

                                                                                                                              31.06.2009
Drogi pamiętniku

Jesteśmy tu już dziesięć dni, a tyle się wydarzyło…. Otóż, wczorajszego wieczoru na plaży Stefan T. poprosił mnie, abyśmy zostali parą! Zgodziłam się, bo co innego miałam do roboty. Jednak nie pozwolę  mu dotknąć bransoletki. Od tamtej pory, kiedy zauważył ją na plaży, pożyczyłam od Judy łańcuszek, na którym zawiesiłam mój talizman. Trochę się boję Stefana, ale będzie git majonez. Mam przeczucie. Zaraz wrócę, muszę krzyknąć na Judy, słucha S.O.S Oli na pełen regulator. Nie, stop, teraz słucha A. M. znów zmiana…  O, właśnie, zauważyłam, że w domu tych szalonych greków też ktoś tego słuchał- idealnie tych samych piosenek. A. M., S.O.S, Agnes, i tego typu bzdety. A tak na inne tematy.
Dzisiaj był pierwszy dzień w pracy.  Całkiem fajnie. Najbardziej zainspirował mnie kolega syna naszej pracodawczyni, ale przecież mam mojego kochanego Stefana.
Ktoś daje mi jakieś znaki przez  okno, muszę lecieć. Później napiszę, kto to był, i co chciał.
PÓŹNIEJ.
Stefan. Chciał pobiegać po plaży. Czasem zachwuje sie jak dziecko. Pobiegaliśmy i wróciłam. Przy okazji znalazłam na schodach pomarańczowy notes, mam go tu, zaraz  zejdę i przeczytam go razem z Judy, bo w nim jest TREŚĆ. Szok, nie?? Papa, pamiętniczku, do jutra albo kiedyś tam.

Mel dopadła mnie w kuchni. Jakieś dwadzieścia minut wcześniej poleciała do siebie po spotkaniu ze Stefanem, rzucając mi na stół jakiś okropnie pomarańczowy notes, i każąc pilnować, ona zaraz wróci. No i faktycznie, wróciła. Usadziła się na krześle obok mnie i otworzyła ten notatnik. Na pierwszej stronie widniało słowo „Dziennik”.
- Może tego nie oglądajmy- rzuciłam- Naruszamy czyjąś prywatność.
- Ty i tak zawsze naruszasz moją, jedna ci różnicy nie zrobi.
Przekręciła kartkę. Ktoś zapisał czytelnym pismem datę sprzed kilku dni. Pochyliłyśmy się, i odczytałyśmy zapiski.

„26. 06. 2009
Kochamy Dzienniku
Dzisiaj razem z Miguelem szaleliśmy w lesie. To znaczy ja szalałam, on tylko łaził za mną z miną zbitego psa. Ta, nawet do niego pasowało. Miałam ochotę dziabnąć go w ten podwinięty ogon, ale boję się konsekwencji. Szlag mnie z nim trafi!

27.06.2009
Kochany Dzienniku
     Dzisiaj Miguel zwariował do szczętu. Zakazał mi się widywać z Judy i Melanie. A że jest moim „panem i władcą” (sarkazm) muszę go słuchać. Niestety.
Mieliśmy dzisiaj w kawiarni prawdziwe tłumy. O mało się nie wydałam, kim… czym jestem. Zwariować można, z taką robotą.

28.06.2009
Kochany Dzienniku
Dzisiaj już oboje szaleliśmy. Namówiłam go na berka. Tylko mnie się udaje sprawić, że ten chory na dumę sztywniak robi się zabawny. Oliver i Conrado tylko go złoszczą swoimi „śmiesznymi” docinkami.

29.06.2009
Chciałabym być tak śmiała, jak Judy i Mel na przykład. Bo kiedyś muszę powiedzieć Miguelowi, że mi się podoba.
Dzisiaj też łaziliśmy po lesie. Znalazłam śliczną polankę, jest tam dużo wszelkiego rodzaju szkodników, które można zjeść. I super.

30. 06.2009
Dzisiaj widziałam dziewczyny na plaży. Judy nawet mi pomachała, ale zrobiłam złe wrażenie, bo nie mogłam im odmachać, gdyż Miguel siedział w kawiarni. Szkoda. Tęsknię za nimi trochę. Towarzystwo chłopaków, chociaż fajne, też się może znudzić,  szczególnie, jeśli spędza się z nimi całe dni i czasami też noce. Można mieć dosyć?? No ba. 
W kawiarni dzisiaj spokój. Na szczęście. Aż się boję wiedzieć, co by było z tłumami, bo dzisiaj popołudniowy dyżur miał Oliver, a on bardzo łatwo się irytuje.
Umówiliśmy się z chłopakami, że jutro poszalejemy w lesie, ale bez „pana i władcy”. I dobrze, on zachowuje się beznadziejnie.
Znowu zaczynam się okłamywać. To raczej  nie jest moja wina, że się w nim podkochuję.
Chciałabym być z nim, ale cuda się nie zdarzają na tym świecie. Za dużo w nim zła.

31. 06. 2009
Nie mam ochoty na pisanie. Wytłumaczę się jutro.”
Zamknęłam z trzaskiem książeczkę.
                                                         IX
-I co o tym sądzisz??- spytałam. Mel siedziała z oczami w słup.
- Nic. Co mam sądzić? Że Samanta zwariowała?
Bo chociaż ani razu nie padło to imię, wiedziałyśmy o kim mowa.
- Trzeba jej będzie to oddać, nie twierdzisz??- spojrzałam na nią kątem oka.
- Twierdzę.  Ale co, pójdziemy do niej i powiemy „Sorki, Samanta, ale przypadkiem znalazłam twój pamiętnik i przeczytałyśmy go. Czy ty masz dobrze we łbie???”
- Nie możemy do niej iść, ośle. Ten cały Miguel zabronił jej spotkań z nami. Podrzucimy jej na schody.
- Genialne… Szokujesz mnie ilorazem swojej inteligencji. Chodźmy.- oznajmiła Mel i przesunęła się w stronę miski z orzeszkami stojącej obok mnie.
- Chodźmy.- potwierdziłam i wyjęłam orzeszek z miski. Zjadłam go, podniosłam się i ruszyłam w stronę drzwi. Po chwili dogoniła mnie Mel z notesem w ręce.
Podkradłyśmy się pod drzwi domu w którym mieszkała Samanta i położyłyśmy na drewnianych schodach pomarańczowy notesik, po czym uciekłyśmy.
Przez pół nocy rozmyślałam o notkach w dzienniku Samanty.
Czyżby była chora na umyśle i wymyślała niewiadomo jakie historie dla własnej przyjemności?
Wątpię.
Może chciała nam zaimponować i podrzuciła nam to na schody specjalnie?
Wątpię.
Bezwiednie wyciągnęłam z pudełeczka kilka nitek i zaczęłam splatać bransoletkę. Dopiero po dziesięciu minutach zorientowałam się, że cokolwiek robię. Nawet ładna kolorystycznie mi wyszła. Zakończyłam supełkiem i spojrzałam w okno. Chwilę wcześniej nie widać było nawet chmur, ale w tym momencie pierwsze krople spadły na daszek i rozległ się grzmot. Objęłam kolana ramionami. Zawsze bałam się burzy.
Chętnie włączyłabym komputer i posłuchała czegoś optymistycznego, ale ze względów bezpieczeństwa wolałam nie. W końcu ile taki mały domek może wytrzymać.
Dla otuchy przywołałam wspomnienia Olivera i pracy. Praca bardziej mi się spodobała z czasem. Nie musiałam się schylać i często widywałam Olivera, który prześlizgiwał się pomiędzy drzewkami, siedział na balkonie lub pod domem razem ze swoim przyjacielem.  I to by było prawdopodobnie tyle, na temat zalet pracy u pani Cardo. Stawka niska, współpracownicy nudni a poza tym skwar, że szok. Całe plecy miałam w jasne paski od bluzek, bo każdego dnia układały się inaczej.
Błądziłam myślami, ale za każdym razem wracałam nimi do domu bądź do Olivera. 
Zastanawiałam się, co robi Carla, Artur, mama. Czy za mną tęskną, jak im się układa w domu, czy Mała nie  choruje…
Dlaczego ten grek z obrazka nie chce się interesować dziewczynami, ale zadaje się z Samantą??
To wszystko było zbyt dziwne dla mnie. Przebrałam się w piżamę i położyłam do łóżka.
Rozmyślałam przez pół nocy. Burza jak szybko przyszła, tak szybko odeszła.
Myśląc o krajobrazach greckich wreszcie
Zasnęłam.

(Chyba nic sie nie stanie, jesli dodam Niną, to i tak moje konto.)

Ostatnio edytowany przez Nina (2009-09-11 16:42:14)


Pracuje jako: DJ
Znajomi: brak

Offline

 

#32 2009-12-30 10:38:22

Zuzanna

Miss Lipca 2008                    Miss Sierpnia 2009                  Miss Września 2009

3066942
Call me!
Skąd: Łódź
Zarejestrowany: 2008-04-23
Posty: 1671
WWW

Re: Twórczość Zuzanny

Szłam przez pole oliwek, trzymając w dłoni szkicownik i ołówek. Oliver dogonił mnie już pod samym domem, złapał za rękę i odwrócił w swoją stronę. Na jego twarzy malowało się przerażenie.
-Uciekaj, Judy, natychmiast!- krzyknął do mnie.
- Ale dlaczego?? Po co??..- spytałam, ale przerwał mi, pchając mnie w stronę wyjścia.
- Zaufaj mi, Judith!- krzyknął. Otworzyłam szeroko oczy i usiadłam na łóżku.

Grzmotnęło porządnie i Samanta lekko drgnęła. Uśmiechnąłem się wrednie w jej stronę mówiąc:
- Co, burzy się boisz, a inni boją się ciebie??
- Zzzammmkkknijjj się Cccccooonrrrrraddddo… - wyszczekała patrząc prosząco na Olivera.- I pomóżcie mi, zgubiłam dziennik- jęknęła już nieco bardziej człowieczo.
- Ten, w którym to pisałaś, jak bardzo kochasz naszego WSG??- odparł jej na to.
- WSG?! Co to jest?-  spytałem równo z nią
- Wielce Szacowny Głupol. Miguel w sensie.- odparł Oliver zadowolony ze swojego żartu.
- Jak możesz tak o nim mówić! Świetnie sprawdza się w roli Alfy, prawda, Conrado??- skierowała na mnie proszący wzrok.
- Ta, jasne, oczywiście.- odparłem w roztargnieniu a kiedy uśmiechnęła się z zadowoleniem dodałem:
- A o co pytałaś??
Samanta jęknęła, Oliver uniósł kciuk do góry i wyszczerzył się. Burza była już tylko wspomnieniem. Samanta powiedziała, że ma nas dosyć i poszła na dwór. Ledwie zamknęła drzwi krzyknęła tak, że szyby o mało nie pękły. Polecieliśmy za nią. Pomimo tego, że czasem była wredna i kochała się w naszym alfie to bardzo ją lubiliśmy. No, niestety.
Oliver ostrożnie otworzył drzwi. Samanta stała tam, i patrzyła w WSG jak w obrazek. On potrząsał nią lekko, bo wyglądała jakby wpadła w trans. Po chwili jednak machnął ręką, i podszedł do nas, „ukrytych” w drzwiach.
- Cze. Jest sprawa.- zwrócił się do nas. Udawaliśmy pijanych.- Chłopaki, to na poważnie. Kiedy te całe Judy i Melanie wyjdą z domu, pójdziemy tam, żeby zobaczyć, czy one naprawdę mają tak bliski kontakt z wampirami.
- I odzyskać dziennik Samanty- wtrąciłem.
- I odzyskać dziennik Samanty.- potwierdził.
Długo nie musieliśmy czekać. Po kilku godzinach obserwacji, kolejnego dnia otworzyliśmy drzwi do domku dziewczyn. Wsunąłem się pierwszy, za mną Miguel, na końcu Oliver, który wlókł się niezadowolony. Nie uśmiechało mu się spędzenie sporej ilości czasu pośród zapachu Judy. Miguel rozesłał nas na wszystkie kąty. Mnie przypadło w udziale pięterko, Oliver poleciał na strych, a Miguel „oglądał” parter.
Zacząłem od małych, brązowych drzwi. Pokój Judy- rozpoznałem po rozrzuconych zdjęciach i szczotce z rudymi kłakami. Oprócz tego wszędzie był zapach wampira. Zamknąłem drzwi, przenosząc się do tych obok. Pokój Mel. Ładny był. Ściany jasnofioletowe, wpadające w niebieskawy. Kilka mebli, łóżko przykryte ładną kapą, małe lusterko na biurku. I też zapach wampira.
Zostały mi tylko jedne drzwi- czwarte prowadziły na strych. Otworzyłem te trzecie. Łazienka, przedzielona na dwie połowy ciemnozielonym paskiem kafelek, odcinającym się od jasnego, turkusowego  wyłożenia ścian i całej reszty łazienki. Część od drzwi prawdopodobnie należała do Judy- kolejne gumki, szkatułka na biżuterię z ciemnego drewna. Trochę kosmetyków wyjętych z niebieskiej saszetki w złote wzory- chyba się w niej nie mieściły. Zauważyłem też, że w szkatułce jest jakiś papierek. Mając gdzieś prywatność otworzyłem pudełko. O w mordę! Ze dwieście bransoletek, pierścionków, łańcuszków itp. Papierek okazał się krótkim liścikiem. Odczytałem słowa napisane ładnym charakterem pisma.
Karteczka capiła wampirem.
Super.
                                                X
Ledwo było widać literki z pośród zawijasów. Odczytałem tylko kilka słów.

Droga Judy!
Piszę do ciebie tę (słowo nieczytelne-zawijasy), ponieważ jesteś dla mnie (słowa nieczytelne- jakiś kosmetyk, pewnie szminka). Odpisz, wiadomość daj Stefanowi.
R.

Odłożyłem papier na miejsce.
Została jeszcze połowa Melanie. Tam panował trochę większy bałagan. Pod małym, skośnym lustrem leżała czerwona kosmetyczka, w takie same wzorki jak u Judy. Odsunąłem złoty zameczek. W środku panował totalny chaos. Walały się tam szminki, błyszczyki, perfumetki, dezodoranty itp. Błe. Zamknąłem kosmetyczkę i wziąłem się za pudełko biżuterii. Było mniejsze niż to Judy- tak gdzieś o połowę. W środku było tylko kilka rzeczy, a na małym haku na jakiś ważny przedmiot wisiała ona.
Moja bransoletka.
Oczywiście nie jakieś tam kwiatki czy serduszka- mały, metalowy wilczek zawieszony na rzemyku. Ostatnio nie mogłem jej znaleźć, ale mama żartowała, że mam w swoim pokoju Świętego Grala i Ekskalibura, więc podejrzewałem, że po prostu się zawieruszyła. Jak się okazało, Mel pewnie ją znalazła gdzieś na plaży. Zabrać sobie? Ta, żeby się kapnęła, że tu byłem. Zamknąłem pudełeczko, oglądając resztę rzeczy Mel. Pod lusterkiem stały perfumy- jedyne duże, jakie były w całej jej części. Podniosłem, żeby odczytać nazwę. Dolce& Gabbana, coś  o niebieskim. Z dołu rozległ się głos Miguela, wołający moje imię. Upuściłem perfumy.
Na chwilę złapała mnie dzika nadzieja, że może zostaną nieuszkodzone. Ale pękły. Odpadł rożek, wylały się prawie całe. Podniosłem je szybko, odkładając na miejsce. Zgasiłem światło i szybko dobiegłem na dół. Miguel czekał na nas z pomarańczowym notesikiem w ręce.
- To jest Samanty?- Spytał.
- Tak.- odpowiedzieliśmy równocześnie. Miguel wciągnął powietrze i nagle się rozkasłał.
- Conrado, coś ty robił? Capisz jakimiś perfumami!
- Yyy… Upuściłem perfumy Mel.- wykrztusiłem.
- Idiota! Przez tydzień będziesz latał na zwiad, ale teraz się zmywamy, JUŻ.
Posłusznie wyszedłem za Miguelem, rzucając jeszcze pożegnalne spojrzenie na pięterko. Nic nie powiedziałem chłopakom, ale w kieszeni moich ściętych dżinsów leżało zdjęcie Melanie. Siedziała przed jakimś ładnym domem, z głową zwróconą w stronę słońca, które odbijało się od jej ciemnych okularów.
Siedząc tak była piękna. I tak zawsze mi się podobała. Pod domem Samanty pożegnaliśmy się, znaczy uciekłem chłopakom. Chciałem jak najszybciej dotrzeć do domu. 
Mama siedziała na tarasie, cerując moje kolejne spodnie. Biedna mama.
Wbiegłem na stryszek, gdzie urządziłem sobie „biuro”. Składało się z łóżka, starego biurka i tych klamotów, które ratowałem przed wywaleniem. O ile pamiętałem, miałem tam kilka ramek.
Tak, to było mi potrzebne. Odsuwałem wszystkie szuflady po kolei, niestety z marnym skutkiem. Nic. Musiałem znowu lecieć na dół. Mama siedziała w kuchni, z nitką w ręku, ale już nie cerowała, tylko patrzyła w telewizor.
- Mama!!!!- zamachałem jej dłonią ze zdjęciem przed nosem. Złapała kawałek papieru, nawet nie odwracając wzroku. Po chwili wyszczerzyła się do mnie, patrząc na fotkę.
- To ona? Ta dziewczyna, przez którą ostatnio się jesteś w stanie nic zrobić??- spytała, patrząc na Mel, uśmiechającą się ze zdjęcia. Kiwnąłem potakująco głową.- Naprawdę jest ładna. Masz gust, synek.- poklepała mnie po ramieniu.
- Yyy, mama, chcę oprawić tę fotkę. Masz jakąś ramkę?
- A może być różowa z serduszkami?- spytała mama, podpuszczając mnie. Wywróciłem oczami.
- Nie, nie może. Ja jestem chłopakiem!
- A to twoja ukochana. Nie chciałbyś dać jej serca??
- No… Może.- wymigałem się od odpowiedzi. Mama wstała, kręcąc głową i przyniosła zieloną ramkę z muszelkami. I dobra! Zabrałem ramkę do biura, gdzie przywiesiłem zdjęcie w najciemniejszym kącie, za sznurkami do bielizny. 
Uspokojony rozwaliłem się na łóżku z książką mojej mamy, nawet nie patrząc na okładkę. Po kilku pierwszych słowach naprawiłem błąd. Na okładce narysowane było serce, zaplątane w siatce. Autorem był Paulo Cohelo, a tytuł…. Wesoły. „Weronika postanawia umrzeć.” Zbyt ciężka dla mnie. Pogrzebałem w pudełku. Może mama ma jeszcze jakieś bajeczki, to by było dla mnie idealne. Zachichotałem do własnych myśli. Przekopując kartony nie zauważałem całego świata, więc kiedy odwróciłem się, a na moim wyrku siedział Oliver o mało na zawał nie padłem.
- Nawiałeś.- nie pytał. To było stwierdzenie faktu.
- Nie twoja sprawa. Wynocha. - typowe. Odwróciłem się do niego tyłem i zająłem się kolejnym pudłem, ale nie potrafiłem już tego  robić tak radośnie jak wcześniej. Nie poszedł sobie, czułem to. Chętnie bym mu kark przetrącił, tym bardziej, że byłem od niego o centymetr wyższy. Chyba zamierzał tam siedzieć do końca świata.
Po kilku minutach okazało się, że się myliłem. Zaczął się panoszyć po moim, podkreślam, moim biurze, biorąc do łap co chciał. Po chwili „przypadkowo” zabłądził do tej części, w której powiesiłem zdjęcie. Plan dnia na jutro: zabić mamę. Ten drań uśmiechnął się drwiąco, i rzucił coś o miłości. Pokazałem mu palcem schody, nie oglądając się w jego stronę.  Zachichotał wrednie, i wyszedł. Ciekawy byłem, na ile wsadzali za zabicie matki i najlepszego kumpla, zmiennokształtnego.
Zanim zdążyłem się zastanowić, mama zawołała mnie na kolację. Zwlokłem się na dół, rękami dotykając palców u stóp. Na stół wjechało jakieś danie, ale nawet nie wiedziałem, co jem, a to w moim przypadku oznaczało wyjątkowe rozkojarzenie. Nie zjadłem nawet połowy, i ulotniłem się do łazienki. Po gruntownym szorowaniu wreszcie udało mi się zmyć brud z tygodnia, co było olimpijskim wyczynem. Zadowolony ułożyłem się w wyrku, patrząc przez okno na księżyc. Pełnia. Gdybym był prawdziwym wilkołakiem, nie spał bym spokojnie. Zasnąłem, nie wiadomo kiedy.
Chociaż tyle, że nic mi się nie śniło. Czasem mój mózg odwalał w nocy niezłe cuda. Kiedyś śniło mi się, że ganiam się z Oliverem po supermarkecie, rzucając w niego groszkiem. Odpowiadał atakiem z gotowanej kukurydzy.
Czasem też śniły mi się rude skrzaty w różowych bluzkach na jedno ramię i zielonych spódniczkach, łażących w te i we wte za Miguelem. 
Rano obudziły mnie odgłosy śniadania. Szlag! Spóźnię się do pracy! Zerwałem się z wyra tak szybko, że na ułamek sekundy zakręciło mi się w głowie. Rymnąłem w stronę okna. Ludzie kręcili się już powoli po plaży.  Wydawało mi się, że dostrzegam ciemne włosy Mel i rudą kitkę Judy.
W równą minutę ubrałem się, i zbiegłem na dół, o mało nie wywalając się na zakręcie schodów.
- CONRADO! ŚNIADANIE!- wrzasnęła za mną mama. Pomachałem jej na pożegnanie.


Rodzina  Moja Rodzinka
Przyjaciele: Melanie, Janet, Nina, Fly, Neille
Pracuję jako: projektantka mody, bibliotekarka, kierownik biura matrymonialnego, przedszkolanka, nauczyciel sztuki, lekarz
Znajomi: Janek,Neillé,Cleo,Fly,Ania,Kika,Viki,Magda,Patrycja,Nick, Sandra,Mick, Sophia, Akira, Shan

Lubię: książki, dobrą muzę (OneRepublic, Amy Macdonald, Wilki), koty,prowadzić pamiętnik, moje przyjaciółki, pisać opowiadania, Anglię.
Nie lubię: nudnych książek, osądzania ludzi po pozorach, dzieci neo, ludzi wchodzących mi w drogę, kiedy coś mi nie wychodzi

Offline

 

#33 2009-12-30 10:38:57

Zuzanna

Miss Lipca 2008                    Miss Sierpnia 2009                  Miss Września 2009

3066942
Call me!
Skąd: Łódź
Zarejestrowany: 2008-04-23
Posty: 1671
WWW

Re: Twórczość Zuzanny

Szłam przez pole oliwek, trzymając w dłoni szkicownik i ołówek. Oliver dogonił mnie już pod samym domem, złapał za rękę i odwrócił w swoją stronę. Na jego twarzy malowało się przerażenie.
-Uciekaj, Judy, natychmiast!- krzyknął do mnie.
- Ale dlaczego?? Po co??..- spytałam, ale przerwał mi, pchając mnie w stronę wyjścia.
- Zaufaj mi, Judith!- krzyknął. Otworzyłam szeroko oczy i usiadłam na łóżku.

Grzmotnęło porządnie i Samanta lekko drgnęła. Uśmiechnąłem się wrednie w jej stronę mówiąc:
- Co, burzy się boisz, a inni boją się ciebie??
- Zzzammmkkknijjj się Cccccooonrrrrraddddo… - wyszczekała patrząc prosząco na Olivera.- I pomóżcie mi, zgubiłam dziennik- jęknęła już nieco bardziej człowieczo.
- Ten, w którym to pisałaś, jak bardzo kochasz naszego WSG??- odparł jej na to.
- WSG?! Co to jest?-  spytałem równo z nią
- Wielce Szacowny Głupol. Miguel w sensie.- odparł Oliver zadowolony ze swojego żartu.
- Jak możesz tak o nim mówić! Świetnie sprawdza się w roli Alfy, prawda, Conrado??- skierowała na mnie proszący wzrok.
- Ta, jasne, oczywiście.- odparłem w roztargnieniu a kiedy uśmiechnęła się z zadowoleniem dodałem:
- A o co pytałaś??
Samanta jęknęła, Oliver uniósł kciuk do góry i wyszczerzył się. Burza była już tylko wspomnieniem. Samanta powiedziała, że ma nas dosyć i poszła na dwór. Ledwie zamknęła drzwi krzyknęła tak, że szyby o mało nie pękły. Polecieliśmy za nią. Pomimo tego, że czasem była wredna i kochała się w naszym alfie to bardzo ją lubiliśmy. No, niestety.
Oliver ostrożnie otworzył drzwi. Samanta stała tam, i patrzyła w WSG jak w obrazek. On potrząsał nią lekko, bo wyglądała jakby wpadła w trans. Po chwili jednak machnął ręką, i podszedł do nas, „ukrytych” w drzwiach.
- Cze. Jest sprawa.- zwrócił się do nas. Udawaliśmy pijanych.- Chłopaki, to na poważnie. Kiedy te całe Judy i Melanie wyjdą z domu, pójdziemy tam, żeby zobaczyć, czy one naprawdę mają tak bliski kontakt z wampirami.
- I odzyskać dziennik Samanty- wtrąciłem.
- I odzyskać dziennik Samanty.- potwierdził.
Długo nie musieliśmy czekać. Po kilku godzinach obserwacji, kolejnego dnia otworzyliśmy drzwi do domku dziewczyn. Wsunąłem się pierwszy, za mną Miguel, na końcu Oliver, który wlókł się niezadowolony. Nie uśmiechało mu się spędzenie sporej ilości czasu pośród zapachu Judy. Miguel rozesłał nas na wszystkie kąty. Mnie przypadło w udziale pięterko, Oliver poleciał na strych, a Miguel „oglądał” parter.
Zacząłem od małych, brązowych drzwi. Pokój Judy- rozpoznałem po rozrzuconych zdjęciach i szczotce z rudymi kłakami. Oprócz tego wszędzie był zapach wampira. Zamknąłem drzwi, przenosząc się do tych obok. Pokój Mel. Ładny był. Ściany jasnofioletowe, wpadające w niebieskawy. Kilka mebli, łóżko przykryte ładną kapą, małe lusterko na biurku. I też zapach wampira.
Zostały mi tylko jedne drzwi- czwarte prowadziły na strych. Otworzyłem te trzecie. Łazienka, przedzielona na dwie połowy ciemnozielonym paskiem kafelek, odcinającym się od jasnego, turkusowego  wyłożenia ścian i całej reszty łazienki. Część od drzwi prawdopodobnie należała do Judy- kolejne gumki, szkatułka na biżuterię z ciemnego drewna. Trochę kosmetyków wyjętych z niebieskiej saszetki w złote wzory- chyba się w niej nie mieściły. Zauważyłem też, że w szkatułce jest jakiś papierek. Mając gdzieś prywatność otworzyłem pudełko. O w mordę! Ze dwieście bransoletek, pierścionków, łańcuszków itp. Papierek okazał się krótkim liścikiem. Odczytałem słowa napisane ładnym charakterem pisma.
Karteczka capiła wampirem.
Super.
                                                X
Ledwo było widać literki z pośród zawijasów. Odczytałem tylko kilka słów.

Droga Judy!
Piszę do ciebie tę (słowo nieczytelne-zawijasy), ponieważ jesteś dla mnie (słowa nieczytelne- jakiś kosmetyk, pewnie szminka). Odpisz, wiadomość daj Stefanowi.
R.

Odłożyłem papier na miejsce.
Została jeszcze połowa Melanie. Tam panował trochę większy bałagan. Pod małym, skośnym lustrem leżała czerwona kosmetyczka, w takie same wzorki jak u Judy. Odsunąłem złoty zameczek. W środku panował totalny chaos. Walały się tam szminki, błyszczyki, perfumetki, dezodoranty itp. Błe. Zamknąłem kosmetyczkę i wziąłem się za pudełko biżuterii. Było mniejsze niż to Judy- tak gdzieś o połowę. W środku było tylko kilka rzeczy, a na małym haku na jakiś ważny przedmiot wisiała ona.
Moja bransoletka.
Oczywiście nie jakieś tam kwiatki czy serduszka- mały, metalowy wilczek zawieszony na rzemyku. Ostatnio nie mogłem jej znaleźć, ale mama żartowała, że mam w swoim pokoju Świętego Grala i Ekskalibura, więc podejrzewałem, że po prostu się zawieruszyła. Jak się okazało, Mel pewnie ją znalazła gdzieś na plaży. Zabrać sobie? Ta, żeby się kapnęła, że tu byłem. Zamknąłem pudełeczko, oglądając resztę rzeczy Mel. Pod lusterkiem stały perfumy- jedyne duże, jakie były w całej jej części. Podniosłem, żeby odczytać nazwę. Dolce& Gabbana, coś  o niebieskim. Z dołu rozległ się głos Miguela, wołający moje imię. Upuściłem perfumy.
Na chwilę złapała mnie dzika nadzieja, że może zostaną nieuszkodzone. Ale pękły. Odpadł rożek, wylały się prawie całe. Podniosłem je szybko, odkładając na miejsce. Zgasiłem światło i szybko dobiegłem na dół. Miguel czekał na nas z pomarańczowym notesikiem w ręce.
- To jest Samanty?- Spytał.
- Tak.- odpowiedzieliśmy równocześnie. Miguel wciągnął powietrze i nagle się rozkasłał.
- Conrado, coś ty robił? Capisz jakimiś perfumami!
- Yyy… Upuściłem perfumy Mel.- wykrztusiłem.
- Idiota! Przez tydzień będziesz latał na zwiad, ale teraz się zmywamy, JUŻ.
Posłusznie wyszedłem za Miguelem, rzucając jeszcze pożegnalne spojrzenie na pięterko. Nic nie powiedziałem chłopakom, ale w kieszeni moich ściętych dżinsów leżało zdjęcie Melanie. Siedziała przed jakimś ładnym domem, z głową zwróconą w stronę słońca, które odbijało się od jej ciemnych okularów.
Siedząc tak była piękna. I tak zawsze mi się podobała. Pod domem Samanty pożegnaliśmy się, znaczy uciekłem chłopakom. Chciałem jak najszybciej dotrzeć do domu. 
Mama siedziała na tarasie, cerując moje kolejne spodnie. Biedna mama.
Wbiegłem na stryszek, gdzie urządziłem sobie „biuro”. Składało się z łóżka, starego biurka i tych klamotów, które ratowałem przed wywaleniem. O ile pamiętałem, miałem tam kilka ramek.
Tak, to było mi potrzebne. Odsuwałem wszystkie szuflady po kolei, niestety z marnym skutkiem. Nic. Musiałem znowu lecieć na dół. Mama siedziała w kuchni, z nitką w ręku, ale już nie cerowała, tylko patrzyła w telewizor.
- Mama!!!!- zamachałem jej dłonią ze zdjęciem przed nosem. Złapała kawałek papieru, nawet nie odwracając wzroku. Po chwili wyszczerzyła się do mnie, patrząc na fotkę.
- To ona? Ta dziewczyna, przez którą ostatnio się jesteś w stanie nic zrobić??- spytała, patrząc na Mel, uśmiechającą się ze zdjęcia. Kiwnąłem potakująco głową.- Naprawdę jest ładna. Masz gust, synek.- poklepała mnie po ramieniu.
- Yyy, mama, chcę oprawić tę fotkę. Masz jakąś ramkę?
- A może być różowa z serduszkami?- spytała mama, podpuszczając mnie. Wywróciłem oczami.
- Nie, nie może. Ja jestem chłopakiem!
- A to twoja ukochana. Nie chciałbyś dać jej serca??
- No… Może.- wymigałem się od odpowiedzi. Mama wstała, kręcąc głową i przyniosła zieloną ramkę z muszelkami. I dobra! Zabrałem ramkę do biura, gdzie przywiesiłem zdjęcie w najciemniejszym kącie, za sznurkami do bielizny. 
Uspokojony rozwaliłem się na łóżku z książką mojej mamy, nawet nie patrząc na okładkę. Po kilku pierwszych słowach naprawiłem błąd. Na okładce narysowane było serce, zaplątane w siatce. Autorem był Paulo Cohelo, a tytuł…. Wesoły. „Weronika postanawia umrzeć.” Zbyt ciężka dla mnie. Pogrzebałem w pudełku. Może mama ma jeszcze jakieś bajeczki, to by było dla mnie idealne. Zachichotałem do własnych myśli. Przekopując kartony nie zauważałem całego świata, więc kiedy odwróciłem się, a na moim wyrku siedział Oliver o mało na zawał nie padłem.
- Nawiałeś.- nie pytał. To było stwierdzenie faktu.
- Nie twoja sprawa. Wynocha. - typowe. Odwróciłem się do niego tyłem i zająłem się kolejnym pudłem, ale nie potrafiłem już tego  robić tak radośnie jak wcześniej. Nie poszedł sobie, czułem to. Chętnie bym mu kark przetrącił, tym bardziej, że byłem od niego o centymetr wyższy. Chyba zamierzał tam siedzieć do końca świata.
Po kilku minutach okazało się, że się myliłem. Zaczął się panoszyć po moim, podkreślam, moim biurze, biorąc do łap co chciał. Po chwili „przypadkowo” zabłądził do tej części, w której powiesiłem zdjęcie. Plan dnia na jutro: zabić mamę. Ten drań uśmiechnął się drwiąco, i rzucił coś o miłości. Pokazałem mu palcem schody, nie oglądając się w jego stronę.  Zachichotał wrednie, i wyszedł. Ciekawy byłem, na ile wsadzali za zabicie matki i najlepszego kumpla, zmiennokształtnego.
Zanim zdążyłem się zastanowić, mama zawołała mnie na kolację. Zwlokłem się na dół, rękami dotykając palców u stóp. Na stół wjechało jakieś danie, ale nawet nie wiedziałem, co jem, a to w moim przypadku oznaczało wyjątkowe rozkojarzenie. Nie zjadłem nawet połowy, i ulotniłem się do łazienki. Po gruntownym szorowaniu wreszcie udało mi się zmyć brud z tygodnia, co było olimpijskim wyczynem. Zadowolony ułożyłem się w wyrku, patrząc przez okno na księżyc. Pełnia. Gdybym był prawdziwym wilkołakiem, nie spał bym spokojnie. Zasnąłem, nie wiadomo kiedy.
Chociaż tyle, że nic mi się nie śniło. Czasem mój mózg odwalał w nocy niezłe cuda. Kiedyś śniło mi się, że ganiam się z Oliverem po supermarkecie, rzucając w niego groszkiem. Odpowiadał atakiem z gotowanej kukurydzy.
Czasem też śniły mi się rude skrzaty w różowych bluzkach na jedno ramię i zielonych spódniczkach, łażących w te i we wte za Miguelem. 
Rano obudziły mnie odgłosy śniadania. Szlag! Spóźnię się do pracy! Zerwałem się z wyra tak szybko, że na ułamek sekundy zakręciło mi się w głowie. Rymnąłem w stronę okna. Ludzie kręcili się już powoli po plaży.  Wydawało mi się, że dostrzegam ciemne włosy Mel i rudą kitkę Judy.
W równą minutę ubrałem się, i zbiegłem na dół, o mało nie wywalając się na zakręcie schodów.
- CONRADO! ŚNIADANIE!- wrzasnęła za mną mama. Pomachałem jej na pożegnanie.


Rodzina  Moja Rodzinka
Przyjaciele: Melanie, Janet, Nina, Fly, Neille
Pracuję jako: projektantka mody, bibliotekarka, kierownik biura matrymonialnego, przedszkolanka, nauczyciel sztuki, lekarz
Znajomi: Janek,Neillé,Cleo,Fly,Ania,Kika,Viki,Magda,Patrycja,Nick, Sandra,Mick, Sophia, Akira, Shan

Lubię: książki, dobrą muzę (OneRepublic, Amy Macdonald, Wilki), koty,prowadzić pamiętnik, moje przyjaciółki, pisać opowiadania, Anglię.
Nie lubię: nudnych książek, osądzania ludzi po pozorach, dzieci neo, ludzi wchodzących mi w drogę, kiedy coś mi nie wychodzi

Offline

 

#34 2009-12-30 12:15:31

Melanie

Miss Lipca 2009                    Miss Urodzin 2009

9794941
Skąd: ja to znam...?
Zarejestrowany: 2008-07-01
Posty: 886
WWW

Re: Twórczość Zuzanny

Ja koHam Kondzia jest boski


Pracuje jako: projektantka mody, DJ, fryzjer w salonie, niania, ochroniarz na boisku szkolnym
Znajomi: Roberta,Różyczka,Martysia,Julia,Malwina,Damian,Charlotte,Magda,Neillé,Lilly,Paweł,Miśka, Aiko,Kajka,Victor,Akira,Izaura,Shan,Iga,Nick,Sean,Viki,Alfred & Mathew,Nicole,Dominika,Jasper,Ola,Anna,Ray,Sara,Rołz,Emmett,Esme,Kornel,Natala,Bartek,Carralo
Kumple: Zuzanna, Maciek, Nina, Janet
Chłopak: Matts
Rodzinka: Moje Drzewo Genealogiczne [rozszerzone]
Lubi(czyt. kocha) : Rodzeństwo, WŁOCHY, Wampiry, Twilight, Vampire Diaries, książki, rysować, grać na gitarze(uczę się), pisać pwieści, muzykę (OneRepublic, Miley Cyrus, Taylor Swift, Amy MacDonald, Linkin Park, Yirumę), lody miętowe i pistacjowe, Taylora Lautnera
Nie lubi: różowego, arogancji, ignorantów, powierzchowności

Cześć Goście

Offline

 

#35 2009-12-30 12:27:54

Natala

Użytkownik

8584885
Skąd: Ok. Olsztyn
Zarejestrowany: 2009-08-30
Posty: 389

Re: Twórczość Zuzanny

Bedziesz kiedyś pisarką!
Tylko nie zapomnij o mnie... i kiedyś (jak już zdobędziesz sławe) odnajdz mnie!!
hehe... |załcik|


Imiona: Natalia, Weronika
Wiek: 18 lat
Rodzina: Drzewo genealogiczne
Kumple: Pati.M, Melanie, Esme, Darin, Cathernie, Bartek ;*, Sophia, Zuzanna, Qlenaa, Molly, Janet
Praca: brak
Adres: ul. Corlands 16, Dzielnica Kryształowa
Dzieci: brak
Data urodzenia: 21.05.1991
Mój czas w Miasteczku Candy

Offline

 

#36 2009-12-30 13:34:10

Bartek

Użytkownik

Skąd: się biorą ufo-ludki?
Zarejestrowany: 2009-09-04
Posty: 124

Re: Twórczość Zuzanny

Suuuper


Imiona: Bartek
Wiek: 18 lat
Rodzina: Drzewo
Kumple: Melanie, Natala <3 , Fly, Matts, Zuzanna, Cathernie,
Praca: brak
Adres: ul. Corlands 16, Dzielnica Kryształowa
Dzieci: brak
Data urodzenia: 05.05.1991r

Offline

 

#37 2010-01-03 12:35:07

Zuzanna

Miss Lipca 2008                    Miss Sierpnia 2009                  Miss Września 2009

3066942
Call me!
Skąd: Łódź
Zarejestrowany: 2008-04-23
Posty: 1671
WWW

Re: Twórczość Zuzanny

jaaasne, nie zapomnę. I jak już będę sławna to będę wchodzić na MC i organizować spotkania ze sobą


Rodzina  Moja Rodzinka
Przyjaciele: Melanie, Janet, Nina, Fly, Neille
Pracuję jako: projektantka mody, bibliotekarka, kierownik biura matrymonialnego, przedszkolanka, nauczyciel sztuki, lekarz
Znajomi: Janek,Neillé,Cleo,Fly,Ania,Kika,Viki,Magda,Patrycja,Nick, Sandra,Mick, Sophia, Akira, Shan

Lubię: książki, dobrą muzę (OneRepublic, Amy Macdonald, Wilki), koty,prowadzić pamiętnik, moje przyjaciółki, pisać opowiadania, Anglię.
Nie lubię: nudnych książek, osądzania ludzi po pozorach, dzieci neo, ludzi wchodzących mi w drogę, kiedy coś mi nie wychodzi

Offline

 

#38 2010-03-12 13:34:01

Zuzanna

Miss Lipca 2008                    Miss Sierpnia 2009                  Miss Września 2009

3066942
Call me!
Skąd: Łódź
Zarejestrowany: 2008-04-23
Posty: 1671
WWW

Re: Twórczość Zuzanny

XI
W kawiarence Oliver przywitał mnie miłym:
- Co, znowu sen o miłości, czy z gatunku ty, ja groszek i kukurydza?
Odwróciłem się i zignorowałem go z godnością. Miałem dwa wyjścia. Albo pyskować z nim cały dzień, albo wymyślnie go olewać. Wybrałem to drugie.
                                               ***
Po kilku godzinach, spragniony od latania po lesie jako wilk, znowu dotarłem do kawiarenki, padając na krzesełko obok Samanty. Udało mi się wychrypieć:
-PIĆ....
Samanta zakręciła się w prawo i w lewo, i po chwili stanęła przede mną szklanka czegoś o zachęcająco różowawym kolorze. Samanta świetnie przygotowywała drinki, więc walnąłem do ust pół szklanki. Po chwili jednak wyplułem. Było gorsze, niż wszystko co piłem do tej pory, łącznie z wodą z kałuży.
- Co to było??- spytałem, chwytając Samantę biegnącą gdzieś z tacą.
- Soczek grejpfrutowy.- odparła słodko. O mało nie dostałem zawału.
- Kobieto, jeśli przez ciebie zejdę z tego świata, każ wyryć na moim nagrobku "Zginął poprzez podanie soku grejpfrutowego."
- O co ci chodzi? Przecież Mel uwielbia sok z grejpfrutów, zamawiała go dzisiaj kilka razy.- w spojrzeniu Samanty widać było tylko zdumienie, więc musiałem jej uwierzyć. Samanta odżeglowała w stronę lady, zabierając resztki soku, a do mnie przyczłapał Oliver, sycząc coś i oglądając swój fartuszek z logo kawiarni. Chyba nasza przyjaciółka wylała na niego resztki tego, co zostało w szklance, bo plama była różowa. Uwalił się na krzesełku obok mnie, jęcząc coś o nienawiści do Samanty. W tym momencie podzielałem jego zdanie. A widząc minę Miguela, prującego do nas jak lodołamacz, zorientowałem się, że on też. No cóż, dziewczyna nie działała uspokajająco. W tym momencie na nas jednak podziałała, bo Miguel, zauważywszy ją, popruł w jej stronę.
Miałem nadzieję, że uda mi się uciec. Oliver chyba też. Spojrzeliśmy na siebie znacząco, i zanim ktoś się zorientował, staliśmy dziesięć metrów od kawiarenki.
- Chy... Chyba się udało...- wychrypiałem
- Noo... Chyba.- potwierdził. Wyszczerzyliśmy się do siebie, przybiliśmy "piątkę" i poszliśmy, każdy w swoją stronę.
Postanowiłem pospacerować po plaży- nie było sensu wracać do domu, bo pogoda była zbyt ładna, ani do kawiarni, bo tam czekał wściekły Miguel. Jak już miałem koniecznie wybierać, to do domu.
Taka konieczność jednak nie musiała być wprowadzona w życie- Miguel mnie nie szukał. A przynajmniej miałem taką nadzieję. Człapiąc po plaży nie zauważyłem nic ciekawego, więc postanowiłem wybrać się do lasu. Może tam czekała na mnie jakaś zabawa. Postanowiłem się jednak przemienić.
Jako wilk z radością wpadłem do lasu, łamiąc jedno drzewo i drapiąc po korze drugiego. Biedne drzewa.
Udając różne style chodzenia podefilowałem dokoła kilku krzaków, depcząc w trawie wyraźne ślady, tworzące ósemkę. Potarzałem się jeszcze chwilę, i ruszyłem ku centrum lasu, którym, jak dobrze pamiętałem, była mała polanka otoczona brzozami. Miałem w planie przemienić się tam w człowieka i pogapić się na niebo, marząc o mojej Melanie.
Kiedy zbliżyłem się na jakieś dziesięć metrów, usłyszałem śmiech dochodzący z mojego celu.
Śmiech Melanie.
Masz zwidy, Conrado. Wszystko to ci się tylko zdaje. Obudź się, Conrado!- przekonywałem sam siebie, w głowie, bo mówienie zmieniało się chwilowo w powarkiwanie. Dotarłem do polany.
Tak, była tam Mel, ale nie była sama. Był z nią jeden z tych głupich wampirów, które za nimi łaziły krok w krok. Już miałem sobie iść, kiedy wampir zrobił coś nieoczekiwanego, ale nie, żeby nie wampirzego.
Dziewczyna stała, patrząc na słońce, rzucające rozbiegane cienie na trawę. Wampir podszedł do niej bezszelestnie. Górne trójki wysunęły mu się, wbijając w wargi. Pochylił się ku Mel, ale nie udało mu się jej dosięgnąć, bo wyskoczyłem z krzaków.
Mel na mój widok z wrzaskiem odskoczyła w stronę drzewa. Postanowiłem się obrazić, bo taki straszny to ja nie jestem. Wracając jednak do sceny na polanie, Mel odskoczyła, a wampir schował ząbki. Prychnąłem w duchu. Tak ładnie z nimi wyglądał...(sarkazm)
- Mel, uciekaj!- wrzasnął. Godne podziwu, naprawdę.
- Nie zostawię cię tu!- odkrzyknęła, ale kiedy warknąłem na nią groźnie odbiegła  stronę ścieżki. No. To teraz się zabawię. Tylko wampir i ja. Od dawna o tym marzyłem.
Nie dane mi jednak było trochę pomęczyć potworka, bo powarczał na mnie z minutę, i pobiegł w stronę Mel. No taa, musiał udawać, że jest człowiekiem. Jakie to zabawne... Prychając co jakiś czas, odszedłem w stronę plaży, po drodze zmieniając się w szokująco przystojnego, inteligentnego (skromność to moja cecha główna) młodego mężczyznę.
Po plaży kręciło się tylko kilka osób, bo było południe, więc skwar ledwie dał się wytrzymywać. Samanta, Oliver i Miguel uwijali się dokoła kawiarenki, wykonując posłusznie polecenia tych plażowiczów, którzy zamiast iść do domu, postanowili upić się do chłodnego trupka. Zachichotałem do własnych myśli.
Samanta rzuciła we mnie fartuszkiem i pobiegła z tacą do czerwonego kocyka, na którym chichrała się jakaś paczka. Wróciła po chwili z przykazaniem zrobienia dwóch coli z lodem. Z ulgą rzuciłem się do roboty, nie wspominając nikomu o mojej przygodzie. Jeszcze by awantura była, a tylko tego mi brakowało w mojej spokojnej egzystencji. Taa, jasne.
Wieczorem wywaliłem się na łóżko prawie bez tchu. Po południowym zmniejszeniu ruchu było tylko gorzej. Miałem nadzieję, że będę mógł jutro poruszać ręką, bo zależało mi na tym, żeby dokończyć pracę w tym miesiącu.
Podniosłem się z wyrka i ruszyłem na dół, bo z kuchni przyciągały mnie smakowite zapachy sałatki z serem feta.
Mama stała przy kuchence, doprawiając jeszcze jakimiś cuchnącymi ziołami. Spojrzała na mnie jak na ducha.
- Conrado, myślałam, że z sałatki nie wydobywa się aż taki zapach, żebyś tu przyszedł.
Wyszczerzyłem się, najpiękniej jak umiałem. Mama oczywiście wiedziała, że moje zmysły są trochę inne, niż wszystkich, ale i tak się dziwiła, że zawsze,  kiedy coś gotuje jestem pierwszy w kuchni.
- Może jednak się wydobywa..- podsunąłem, wąchając zawartość miski. Mama wyrwała mi ją ze śmiechem.
- Conrado, to będzie na kolację. Wszyscy chcą jeść, a jak im powiem, że znowu obwąchujesz, będzie źle.
Jęknąłem. Ostatnio przy takiej sytuacji miałem zator na torze w kierunku kieszonkowe.
- Oj mama, nie bądź zdrajca! Jednej Samanty mi wystarczy!
Moja kochana rodzicielka oczywiście chciała się wszystkiego dowiedzieć. Kiedy skończyłem, pogłaskała mnie po głowie, i oznajmiła:
- Ale mój kochany synek oczywiście sobie poradzi, prawda??
- Prawda.- potwierdziłem.


Rodzina  Moja Rodzinka
Przyjaciele: Melanie, Janet, Nina, Fly, Neille
Pracuję jako: projektantka mody, bibliotekarka, kierownik biura matrymonialnego, przedszkolanka, nauczyciel sztuki, lekarz
Znajomi: Janek,Neillé,Cleo,Fly,Ania,Kika,Viki,Magda,Patrycja,Nick, Sandra,Mick, Sophia, Akira, Shan

Lubię: książki, dobrą muzę (OneRepublic, Amy Macdonald, Wilki), koty,prowadzić pamiętnik, moje przyjaciółki, pisać opowiadania, Anglię.
Nie lubię: nudnych książek, osądzania ludzi po pozorach, dzieci neo, ludzi wchodzących mi w drogę, kiedy coś mi nie wychodzi

Offline

 

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi

[ Generated in 0.073 seconds, 8 queries executed ]


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
przegrywanie kaset vhs wola